.

czwartek, 11 grudnia 2014

Informacja.

Hej kochani! Już kolejny raz spóźniam się z kolejną częścią tych moich wypocin.
Naprawdę nie mam pojęcia kiedy pojawi się new. Niedługo święta, a na dodatek po pracy jestem mega padnięta. Naście lat już dawno się skończyło, tak jak mieszkanie z rodzicami, więc mam mniej czasu dla siebie, no i różnie bywa w życiu prywatnym. Mam nadzieje, że zrozumiecie ;)
Buziaki!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

18.

     Obudziła mnie kompletna susza w ustach. Stwierdziłem, że wino to zło. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było jej. Zerwałem się na równe nogi i złapałem za telefon. Wybrałem jak najszybciej do niej numer. Przez myśl przechodziło mi milion myśli. Czy zrobiłem jej krzywdę? Czy powiedziałem coś złego? Jedno wiem, nie pić tak dużo w towarzystwie kobiet. A dokładniej w jej towarzystwie.
     Wysyłałem smsy, wydzwaniałem. Cisza. Skontaktowałem się nawet z Marco i gdy tylko się dowiedziałem, że nie dotarła do pracy, przeraziłem się. Poinformowałem ją, że za niedługo u niej zawitam. Wsiadłem w samochód i nie patrząc na innych pędziłem pod jej mieszkanie. Wpadłem jak poparzony i podbiegłem do portiera.
- Victoria Sparks... - chwila oddechu. - Czy Victoria jest u siebie?
- Panna Sparks niedawno przed panem wyszła z jakimś młodzieńcem, który niósł jej torby.
Złapałem się na głowę i przekląłem pod nosem. Grzecznie podziękowałem i wyszedłem z budynku. Odpalając papierosa wsiadłem do samochodu. Kolejny cel - Foxfire.
- Daj mi spokój! Wysłała mi maila, że rzuca prace. Skąd mam wiedzieć czemu!?
- Wszystko przez twoje wysokie mniemanie i dopierdalanie się do niej! - ten człowiek potrafił podnieść ciśnienie.
- Lucas, skieruj się do wyjścia, bo inaczej będę musiał Cię stąd wywalić siłą.
Odwróciłem się od Oscara i wyszedłem z jego biura. Nie pozostało mi nic innego jak ochłonięcie w domu i zebranie myśli.

     Było już sporo po dwudziestej trzeciej. Zaciągając się kolejnym papierosem przeszukiwałem internet pod przeróżnymi hasłami. Victoria, Sparks, Vicky. Dopiero po wpisaniu imienia jej psa, trafiłem na instagrama dziewczyny, która dodała zdjęcie, na którym jest z osobą, której szukam, oraz psem, z dopiskiem 'W kupie siła! Moja Vi i Mailo <3'. Bóg mnie wysłuchał gdy dojrzałem lokalizację, z której wysłano to zdjęcie. Od razu na mapie znalazłem małe miasteczko Sin, które stało się moim jutrzejszym celem podróży, zaraz po pracy.
Przejrzałem jeszcze zdjęcia, na których znajduje się Victoria. Zdjęcia z głupimi minami, buziakami, z imprez. Uśmiech nie znikał mi z twarzy.
    
     Po zakończonej pracy w warsztacie ojca czekało na mnie kolejne zlecenie do wykonania, nie związane z samochodami. Udałem się na wcześniej ustalone miejsce i czekałem na klientkę.
- Hej Lucas! - pomachała zbliżając się do mnie.
Ruszyłem w jej stronę. Gdy byliśmy na przeciwko siebie przytuliła się do mnie. Odwzajemniłem uścisk, stwierdziłem, że muszę już lecieć dalej i każde poszło w swoją stronę. Zadanie wykonane. Gdy tylko wsiadłem do samochodu, z tylnej kieszeni wyciągnąłem banknoty, które kobieta przekazała mi podczas uścisku. Wziąłem głęboki oddech, przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem do mojego głównego celu.

* * *

- A może barmanka? - Kate usiadła za barem, gdy tylko obsłużyła klienta.
- Co?
- Może znajdź pracę jako barmanka?
- Nie potrafię piwa lać, beczki zmieniać, a co dopiero liczyć pieniądze...
- No tak, a ja to wszystko potrafiłam od razu. - przewróciła oczami i wstała, by obsłużyć kolejnego klienta. Obserwowałam, jak swobodnie porusza się za barem. Cieszyłam się, że przynajmniej ona miała szczęście w pracy.
- Spadaj stąd Matt! - imię wypowiedziała z naciskiem.
Kątem oka ujrzałam koszmar. Matthew Langers stał tuż obok mnie i kupował piwo. Szybko zmieniłam pozycję na krześle barowym, by siedzieć do niego tyłem i opatuliłam się jeszcze bardziej chustką, która już teraz spoczywała na moim nosie.
- Dam Ci spokój gdy powiesz mi gdzie jest Vicky.
- Wyjechała, bo miała dość takich dupków jak ty. - po krótce Kate miała rację.
- Na pewno by o mnie tego nie powiedziała. Reszty nie trzeba. 
Usłyszałam brzdęk pieniędzy i odwróciłam się ostrożnie, by spojrzeć jak oddala się do sali dla palących.
- Wpuść mnie na zaplecze, Kate, proszę.
- Teoretycznie nikt tu nie może wejść.- otworzyła mi drzwiczki z boku, a ja zabierając piwo wkradłam się na zaplecze.
     Gdy tylko sytuacja się uspokoiła, wróciłam na swoje miejsce przy barze. Około dwudziestej trzeciej przyszedł szef Kate, który ją zmienił. Mogłyśmy na spokojnie usiąść przy stoliku i pogadać. Niestety, nie potrafiłam się skupić na rozmowie. Bałam się, że zobaczę zaraz przed sobą Matta, a w najgorszym wypadku, Lucasa.


     Około dziesiątej rano Mailo domagał się porannej toalety. Zwlekłam się na dół wraz z moim olbrzymem i otworzyłam mu frontowe drzwi. Wracając usłyszałam śmiechy z salonu. Zerknęłam i doznałam szoku.
- Jest i nasz ranny ptaszek! - Matthew widocznie ucieszył się na mój widok.
Siedział sobie z moją mamą i pił kawę.
- Masz szczęście, że nie ma tu Davida. Ten twój uśmiech by się nie pojawił.
- Aj Vicky! Nie bądź taka. Dołącz do nas.
Bez słowa odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do pokoju. Byłam wściekła na mamę, że wpuściła go do domu. Uwierzy w każde jego słowo. Jest zbyt łatwowierna.
Bez pośpiechu ogarnęłam się nieco, ubrałam wygodne ciuchy i zeszłam wpuścić Mailo. 
- Chodź do nas! - usłyszałam głos matki gdy chciałam już minąć salon. Przewróciłam oczami, wzięłam głęboki oddech i skierowałam się tam, gdzie nie chciałam. Ucieszyłam widząc wolną kanapę, wiec usiadłam i poklepałam miejsce obok, by Mailo wskoczył. 
- Zrobie Ci kawę, pogadajcie sobie. - mama zrobiła największy błąd. Wyszła, zostawiając nas samych.
- Nic się nie zmieniłaś, nadal taka śliczna. Biegasz?
- A ty nadal taki głupi. - zignorowałam pytanie.
- Nie bądź niemiła. Widziałem Cię wczoraj w barze, trudno przeoczyć taką ślicznotkę.
- Co? Jak mam być niemiła? Ulotniłeś się wtedy, gdy Cię najbardziej potrzebowałam! Miałam ochotę się zabić, gdy dowiedziałam się, że siedzisz w więzieniu! - starałam się mówić szeptem, lecz moje nerwy brały górę.
- Nie zrozumiesz.
- Nie mam zamiaru. I proszę Cię, byś ulotnił się z tego domu tak samo jak kiedyś i nie mydlił mojej mamie oczu!
Wstałam i zaciskając pięści udałam się do pokoju, a za mną mój jedyny facet, któremu mogę zaufać. Zamknęłam drzwi na klucz. Zerknęłam na telefon i ujrzałam jedną nieprzeczytaną wiadomość.

~Od: Kate
" Dziś! Wrotki! "

~Do: Kate
" Będę o 15 ;* "

     Do wyznaczonej godziny nie ruszałam się z pokoju. Siedziałam na laptopie oglądając głupie filmy na YouTube. Niemal dostałam zawału, gdy usłyszałam dźwięk sms'a. Byłam przekonana, że to Kate. Jednak myliłam się.

~Od: Lucas
" Hej Vicky, wiem, że nie odbierzesz ode mnie telefonu. Jednak chciałbym, żebyś to przemyślała. Daj mi znać, przyjadę gdziekolwiek, by tylko pogadać "

Nie odpisałam.

     Gdy wybiła czternasta czterdzieści wygrzebałam swoje czarne wrotki z szafy, ubrałam szare leginsy i założyłam przez głowę bluzę z kapturem.
- Wychodzę, biorę tylko Mailo! - wykrzyczałam w stronę salonu zakładając psiakowi szelki.
Wyszłam, a w zasadzie wyjechałam i skierowałam się w stronę domu Kate, do którego miałam jakieś piętnaście minut. Nie musiałam dawać z siebie zbyt dużego wysiłku, gdyż mój wyręczał mnie, ciągnąc.





~*~
Pustka w głowie! :c
...a teraz czas do pracy.

niedziela, 23 listopada 2014

17.

     - Nie, nie, nie, wystarczy! - zasłoniłam dłonią kieliszek, który lada moment miał zostać ponownie napełniony winem. To by się źle skończyło.
Lucas uśmiechnął się tylko, po czym odstawił butelkę, rozsiadł się wygodnie i wlepił swoje ciemne oczy we mnie.
- Mogę zadać Ci pytanie? - spojrzenia się spotkały.
- Pewnie.
- Co Cię tak rozzłościło, gdy przyszedłeś do Oscara?
- Nie chciał oddać mi wpłaconej zaliczki za wesele.
Przytaknęłam. Oczy Lucasa nadal mnie przeszywały.
- Co? Jestem brudna? - zasłoniłam twarz dłońmi.
- Jesteś śliczna. - wypalił po chwili ciszy.
Poczułam jak zalewa mnie fala gorąca, dreszczy, podniecenia i wszystkiego co możliwe. Alkohol robił swoje. Przesunęłam dłonie niżej, by odsłonić oczy i na niego spojrzeć. Zakrywałam nos, usta i moje czerwone ze wstydu policzki. Pokiwałam przecząco głową na co otrzymałam twierdzące kiwnięcie.
- Zaniosę... miskę. - wstałam z fotela i momentalnie zaszumiało mi w głowie.
Skutki picia na siedząco. Starałam się bez żadnych wpadek zabrać miskę i zwiać do kuchni.
Wrzuciłam ją do zlewu i oparłam się dłońmi o blat schylając głowę. Za dużo wina, za dużo wina, za dużo!
- Za dużo wina, hm? - on czyta mi w myślach.
Stanął tuż za mną. Poczułam jego dłonie na moich biodrach. Co jest grane? To był cios poniżej pasa. Dosłownie. Podniosłam wzrok na ścianę przede mną i kiwnęłam twierdząco głową. Czułam jak automatycznie obracam się w jego stronę. Spojrzałam na niego i jego uśmieszek mówiący, że chyba też wystarczy mu na dzisiaj procentów.
Jedną dłoń trzymał nadal na moim biodrze, a drugą złapał moją brodę, unosząc ją do góry. Powoli przybliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach pocałunek. Świat zawirował i zaczął płonąć. Gdy tylko chciał zakończyć pocałunek, mojego ręce zawiesiły się na jego szyi i przedłużyły tę chwilę. Serce zaczęło łomotać, jakbym miała dostać zawał. Pocałunki były coraz głębsze, mocniejsze. Oddechy przyśpieszały. Nie mam pojęcia, kiedy mój tyłek znalazł się na blacie, a ja oplatałam nogami mężczyznę, który doprowadzał mnie wręcz do szaleństwa. Gdy tylko poczułam, że jego dłoń wślizguje się pod moją bluzkę oderwałam się od niego.
- Lucas, czy nap...
Przerwał składając na moich ustach kolejny pocałunek i kolejny i kolejny. Nie dał mi dojść do słowa.
Uniósł mnie za pośladki. Moje nogi zacisnęły się wokół niego mocniej. Niósł mnie jakbym ważyła o wiele mniej niż w rzeczywistości.
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w sypialni. Nie mam pojęcia jak dał rade wejść po schodach w takim stanie i to jeszcze z takim ciężarem. Leżałam w poprzek łóżka, a on stał przede mną. Ściągnął bluzkę, a ja podparłam się na łokciach. Uśmiech nie znikał nam z twarzy. Przygryzłam dolną wargę i rozszerzyłam lekko nogi dając mu do zrozumienia, by nadał tempa. Rozumiał mnie bez słów. Wślizgnął się między moje nogi i zaczął całować po szyi, błądząc przy tym dłońmi pod moją bluzką, która momentalnie znalazła się na ziemi.
Świat wirował, alkohol i podniecenie nieźle namieszało mi w głowie. Widziałam tylko jakieś urywki, mój rozum nie do końca ze mną współpracował.
Porozrzucane ubrania, rozpalone ciała, przyśpieszone oddechy i ciche jęki rozkoszy.
    
     Do moich uszu dotarł dźwięk mojego telefonu. Zerwałam się z łóżka niczym poparzona i doznałam szoku widząc moje ubrania na podłodze. Byłam całkiem naga. Szybko podniosłam ubrania i odwróciłam się w stronę łóżka. Leżał na nim mężczyzna, na szczęście od pasa w dół przykryty prześcieradłem. Wyglądał niczym młody bóg. Po cichu zabrałam wszystkie rzeczy i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Wparowałam do łazienki, przemyłam twarz, spięłam włosy i ubrałam się. Dźwięk telefonu znowu rozległ się po pomieszczeniu. Wyciągnęłam go szybko z kieszeni spodni. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Vicky, do jasnej cholery gdzie ty jesteś? Przez cały dzień nie będę Ci krył dupska!
- Marco, ja... Miałam mały wypadek, wszystko Ci opowiem. Nie mogę dziś przyjść do pracy, wymyśl coś, proszę!
- Stawiasz mi mega kawę.
- Nawet dwie! Pa!
Rozłączyłam się i dopiero teraz dotarło do mnie, która godzina. Mianowicie wybiła jedenasta.
Starając się nie robić hałasu wyszłam z domu. Nie miałam nawet złamanego grosza, by złapać taksówkę. Pozostało mi iść na piechotę.
     Wyszłam spod prysznica, zamykając za sobą drzwi kabiny. Osunęłam się po niej na ziemię, podciągnęłam kolana do siebie i schowałam w nich twarz. Wszystko się skomplikowało, to nie tak miało być. Miałam przepracować swoje osiem godzin w pracy, iść do Oscara i rzucić mu wypowiedzeniem w twarz. Nie mam siły. Wstałam, wzięłam głęboki oddech i ogarnęłam się. Ubrałam się w wygodne ciuszki, a włosy spięłam w kucyk.
     Leżąc w sypialni na łóżku złapałam telefon do ręki i zadzwoniłam do brata.
- No cześć mała! - jak zwykle radosny.
- Co robisz? - usiadłam na brzegu łóżka.
- Siedzę w warsztacie, coś się stało?
- Przyjedź po mnie. - poczułam wielką gulę w gardle.
- Wpadasz na weekend?
- Wracam na stałe.
- Co? Vicky, do cholery, co jest?
- Przyjedź. Będę ciągle w domu. - nie dałam rady dłużej z nim rozmawiać. Rozłączyłam się i wpadłam w płacz.
Wyciągnęłam z szafy torbę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Mój telefon co jakiś czas dzwonił, na przemian był to David, Lucas i doszła do tego Kate, która pewnie dowiedziała się o moim powrocie od Davida. Gdy tylko torby stały już w przedpokoju wzięłam telefon do ręki by odczytać lawinę smsów od Lucasa. Błagał bym odebrała, że chce pogadać, pytał czy zrobił coś złego, dlaczego wyszłam i... że za niedługo u mnie będzie. Modliłam się, by to David był pierwszy.
Po jakiejś godzinie i czterdziestu minutach od momentu rozmowy z bratem, usłyszałam pukanie do drzwi. Przed zerknięciem przez oko judasza wzięłam głęboki oddech.
- Szybko wchodź.
Kamień spadł mi z serca, gdy otworzyłam drzwi, a za nimi był D.
- Vicky, do cholery co się stało? Płacisz mi wszystkie mandaty, które dostane przez fotoradary! - był wkurzony.
Nie powiedziałam nic. Przytuliłam go i poczułam jak wzdycha i również mnie obejmuje.
- Masz wszystko?
Kiwnęłam tylko głową. Zabrał dwie walizki, a ja torebkę i laptopa. Wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy, tym razem przepisowo. Po drodze wysłałam maila do Pana Oscara, z informacją o moim wypowiedzeniu z powodu trudnych spraw rodzinnych. Wysłałam również smsa do Marco z informacją, że kiedyś wyjaśnię. Miałam ochotę napisać też do Lucasa. Problemem było to, że jestem tchórzem.
     Wraz z Kate i Mailo leżeliśmy na moim łóżku w pokoju. Opierałyśmy głowę o tułów mojego olbrzyma, który smacznie sobie spał. Byłyśmy po pysznej kolacji, którą przygotowała nam moja mama.
- Co teraz zamierzasz? - zapytała mnie przyjaciółka bawiąc się kosmykiem włosów.
- Z czym?
- Z wszystkim. Z mieszkaniem, które w sumie należało do Ciebie, z pracą?
- Dam go pod wynajem, sprzedam, cokolwiek... Pracę jakąś znajdę.
Kate tylko mruknęła coś pod nosem.
- Wpadnij jutro do ASa, zaczynam o szesnastej, skończę pewnie około drugiej w nocy, w końcu będzie sobota. - dodała po chwili.
- Przyda mi się jakieś piwo.
     Pożegnałam się z Kate po dwudziestej pierwszej. Usiadłam w salonie obok mamy, która jak zwykle czytała jakieś romansidło. Postanowiłam z nią porozmawiać. O wszystkim. Nigdy przed nią nie miałam tajemnic. Ominęłam tylko szczegóły ze sceny łóżkowej. Na wszystko miała jedną odpowiedź "Kieruj się sercem.". Tak też zrobiłam. Moje serce wręcz rozpaczało za rodzinną atmosferą.
    
   Następnego dnia, już z rana siedziałam w ogrodzie za domem, z kubkiem kawy, patrząc jak Mailo tarza się w trawie. Nie obyło się bez koca zarzuconego na ramiona, gdyż słońce z tygodnia na tydzień grzało coraz mniej. David siedział już w warsztacie, a matka, jak zwykle w bibliotece. Do południa nie zrobiłam nic pożytecznego. Leniłam się na pełnej. Nawet mój t-shirt w którym spałam, nadal znajdował się na moim ciele. Z ciekawości przejrzałam skrzynkę pocztową. Czekała na mnie odpowiedź od Oscara z informacją, że pieniądze za przepracowane dni otrzymam w ciągu czternastu dni. Na końcu maila nawet wysłał pozdrowienia, które według mnie, mógł sobie wsadzić w cztery litery. Po poszperaniu w internecie postanowiłam w końcu się ogarnąć. Czeka mnie wieczór z Kate, czyli to, co lubię najbardziej.






~*~
Nie mam pojęcia co pisać...